Jak buszować w zbożu?
Od czasu do czasu zabieram się za nadrabianie zaległości
czytelniczych, a oczywiście mam takowych całkiem sporo. Szczególnie
kiedy widzę, że jakaś klasyczna pozycja jest wydana na nowo, na dodatek w
całkiem ciekawej oprawie, budzi się we mnie chęć poszerzenia
horyzontów. Wtedy, wraz z wyrzutem sumienia pt. "jakim jestem
ignorantem, że jeszcze tego nie czytałam", włącza się potrzeba
posiadania wartościowej pozycji na własnej półce. Mój wewnętrzny zwierz -
książkożerca czuje się wtedy w pełni usprawiedliwiony, że po raz
kolejny opróżnia swój portfel w jakimś empiku.
Tak
też było z "Buszującym w zbożu". Według szacunków wikipediowych, na
świecie sprzedaje się rocznie około 250 tysięcy egzemplarzy. Teraz i ja
dołączyłam do grona nabywców. Książka, o której słyszał każdy z nas, ale
niekoniecznie każdy czytał. A szkoda, bo fajnie by było przeczytać ją w
odpowiednim momencie swojego życia. Jednak kanon lektur jest jaki jest,
przemilczę tę kwestię. Lekturą "Buszujący w zbożu" jest, ale w krajach
anglojęzycznych.
Autor - Jerome
D. Salinger - opowiada nam historię młodego chłopaka, który przeżywa
okres buntu. Nasz niepełnoletni buntownik, Holden Caufield, przedstawia
pewien epizod ze swojego życia (3 dni i 2 noce), gdy to został
wyrzucony z kolejnej szkoły i postanowił spędzić kilka samotnych chwil
szwędając się po Nowym Jorku.
Nie mamy tu
żadnych spektakularnych zwrotów akcji. Nie ma wielkiego napięcia,
intrygi, emocjonujących zdarzeń. Są za to przemyślenia - dużo przemyśleń
- młodzieńca, który nie jest z życia zadowolony, nie tryska radością,
nie ma dobrego kontaktu z nikim prócz siostry i kontestuje co tylko się
da. Nie jest jednak postacią antypatyczną, wszak wiemy, że młodość ma
swoje prawa.
Wiele krytyki słyszałam na temat
tej książki. W latach pięćdziesiątych, gdy została wydana, spotkała się z
napiętnowaniem i cenzurą (powody: wulgarny język, rzekome propagowanie
palenia, picia i seksu wśród młodzieży). Obecnie, jest krytykowana za
to, że za mało kontrowersyjna, zbyt nudna. Dwie skrajności, które i mnie
nastręczają pewnego problemu co do kwestii, jak się do książki odnieść,
jak tu ją ocenić.
Samo czytanie nie było
czynnością wybitnie pochłaniającą, nie wracałam z zapartym tchem do
lektury po całym dniu pracy. Nie znalazłam tu wielu śmiałych tez, ale
jednak jakieś były, a od wydania minęło już ponad pół wieku. Ze względu
na to, iż jestem socjologiem, zwracam też uwagę na kontekst społeczny, a
raczej na to, w jaki sposób autor się do owej sytuacji społecznej
odnosi.
Tak więc, mamy sporo powiedziane w
kwestii społecznej hipokryzji lub snobizmu. Wprawdzie niektórzy
czytelnicy podnoszą w tym momencie argument, że Holden sam był
hipokrytą, cynikiem, snobem a zarzucał te cechy innym i ogólnie "jak on
tak może, głupia książka." Ale chwila, moi mili, czy to nie jest celowe
działanie Salingera, abyśmy się tak na tę postawę zdenerwowali? Czy
sposób, w jaki autor wywołuje silne emocje w czytelniku, podczas gdy
czytelnik nie jest świadomy podstępu, nie świadczy o fenomenie książki?
No właśnie :)
Momentami miałam wrażenie, że
książka jest mocno "przeterminowana", bo ani budek telefonicznych już
tak często nie używamy, ani służba w mieszkaniu to już nie taki chleb
powszedni. W większości jednak, była bardzo na czasie - jeśli miałabym
zgadywać, na pewno nie dałabym jej tylu lat, ile ma. Pojawia się tu
chociażby kwestia seksualności nieletnich, która nadal (albo znów,
zależy w jakim kraju), wzbudza tak wiele kontrowersji. A co powiecie, na
przykład, na poruszenie kwestii molestowania młodzieży przez starszych?
Nie tak znowu często mamy z tym do czynienia w literaturze, nawet
współcześnie temat niezwykle kontrowersyjny.
Kontekst
społeczny bardzo mnie ukontentował. Co do samej konstrukcji głównego
bohatera, jeśli traktować ją wprost i bez drugiego dna, to jest ona dla
mnie najmniej interesująca. Ale kto z nas nie przeżywał nawet
chwilowego buntu nastolatka? Tak charakterystyczne wydają się być
wówczas pytania po co się uczyć, po co się zadawać z takimi, a nie
innymi kolegami, dlaczego rodzice są tak często zdenerwowani (lub
znerwicowani).
Na koniec to, co
najbardziej mnie w książce poruszyło - uniwersalność i trafność. Mimo
swojej dorosłości (no niestety jestem "trochę" starsza od Holdena),
znalazłam w lekturze sporo wątków, które były ciekawe dla mnie i, jak
sądzę, dla innych pełnoletnich czytelników. Jest to, przykładowo, chęć
ucieczki i izolacji. Główny bohater pragnie uciec gdzieś daleko, na
farmę, odciąć się od ludzi, prowadzić spokojne życie. Wypisz wymaluj
jest to pragnienie setek współczesnych korposzczurków (takich jak ja),
które wyciskają z siebie soki dla dobra systemu i pragną tylko jednego -
ucieczki od zgiełku, najlepiej na kojące łono natury. Oczywiście możemy
się tu też dopatrywać metafory wykluczenia społecznego. Naprawdę wielu pobocznych wątków możemy się w "Buszującym w zbożu"
doszukać.
Co mogę powiedzieć na podsumowanie? Tę książkę trzeba przeczytać. Może się Wam podobać, a może wcale nie. Jednak poznać ją po prostu warto. Osobiście mam zamiar do książki jeszcze wrócić, ale tym razem w oryginale i ten wariant również Wam polecam :)
Komentarze
Prześlij komentarz