Posty

Wyświetlanie postów z 2017

Co to jest węgarek?

Obraz
Radosna nowina - zamówiliśmy okna do naszego domu! Myślicie pewnie, że nic prostszego. Otóż nie, przy remoncie domu nie ma nic, zupełnie nic, co byłoby proste. Wszystko jest bowiem krzywe... W przenośni i dosłownie. Oczekiwanie na zamówione okna to około 2-3 miesiące. To pierwszy powód, dla którego chcieliśmy całość szybko załatwić. Następnie dowiedzieliśmy się, że zamawianie okien w okolicach grudnia jest całkiem opłacalne, ponieważ można liczyć na niezły rabat.  Zaczęliśmy kombinować jakiś miesiąc temu. W pierwszym momencie wydawało nam się, że wystarczy zdecydować się na konkretnego producenta, policzyć ilość okien i wybrać model. Poszukaliśmy różnych opinii w Internecie oraz podpytaliśmy znajomych, jak oceniają swoje okna. Zdecydowaliśmy się na konkretną firmę i znaleźliśmy najbliższy salon.  Następnie przyszedł czas na wybór modelu okna . Chcieliśmy coś nowoczesnego, więc takie wybraliśmy. Kolor antracyt, taki modny ostatnio, nam też się podoba. Jeszcz

W poszukiwaniu fotela idealnego

Obraz
Fotel jako jeden z najbardziej problematycznych mebli - tak można podsumować moje ostatnie spostrzeżenia co do wyposażenia wnętrz. Nie mam pojęcia dlaczego, ale mam wobec takiego fotela ogromne oczekiwania. Jeśli ktoś z Was też tak ma, to proszę o cynk, tak na pocieszenie. Mało pocieszające są bowiem ceny tych siedzisk, które wyjątkowo przypadną mi do gustu.  Wymyśliłam sobie, że Pan Fotel będzie żywym akcentem w moim salonie. Sofa tudzież narożnik skończyła w wersji kolorystycznej "szary", chociaż wcześniej miała być granatowa - no ale nie szalejmy z tymi barwami. Między innymi z tego względu fotel ma być elementem ciekawym, takim, który "zrobi" nam ten salon. Wcześniej myślałam o czymś bardzo kolorowym, teraz jednak skłaniam się ku zieleni lub granatowi, żeby było bardziej elegancko. W poszukiwaniu zielonego fotela-uszaka dotarłam w interesujące czeluści Internetu oraz sklepów meblowych. Oto mój przegląd zielonych foteli wraz z cenami.  1) Najoczywist

Prezentownik - subiektywny przegląd prezentów świątecznych

Obraz
Przedstawiam Wam moją subiektywną listę prezentów świątecznych. W tym roku wyjątkowo zaczęłam kupować prezenty wcześniej, więc mogę się pochwalić owocami swoich poszukiwań :) Dużą zaletą listy, którą udało mi się stworzyć jest fakt, że prezenty są uniwersalne, to znaczy adresatem może tu być zarówno kobieta, jak i mężczyzna. 1) Ceramika od Misiura Design Dlaczego? Bo wyraża więcej niż tysiąc słów. Zobaczcie sami: Misiura Design 2) Krem do twarzy marki iossi Moja propozycja numer dwa to krem do twarzy NAFFI. Dlaczego go polecam? Jest objawieniem moich ostatnich kilku miesięcy. Strasznie długo szukałam dobrego kremu do twarzy i ten jest pierwszym, który chcę wszystkim polecać. Ponadto, w ostatnim czasie przyłapałam mojego Męża na podbieraniu mi wspomnianego specyfiku. Okazało się, że też  by taki chciał, więc otrzyma go na prezent mikołajkowy. Krem jest damsko-męski, bez ograniczeń :) Krem i inne kosmetyki iossi do kupienia tutaj:  IOSSI - Polski producent naturalnych

Zaleta przedłużającego się remontu

Obraz
Remont starego domu to temat, o którym mówić można długo, bo i sam proces długo trwa. Zjada mnie w tym momencie niecierpliwość, ale staram się doszukać pewnych plusów. Rzecz jasna, remontując, możemy sporo kwestii dostosować do swoich potrzeb - to jest fajne. Zdobywamy też niewyobrażalne ilości wiedzy z dziedziny budowlanki, o których wcześniej nam się nawet nie śniło. W ostatnim czasie zauważyłam jednak jeszcze jedną, mniej oczywistą zaletę przedłużającego się niemiłosiernie remontu. Jest to duża ilość czasu na wybranie odpowiednich mebli i zaplanowanie niemal wszystkich szczegółów wystroju :)  Jestem w związku z powyższym zwolennikiem teorii, żeby nie kupować wszystkich mebli i dodatków naraz, ale aby rozłożyć sobie to trochę w czasie. Czyli, zanim mam zrobione instalacje, okna i wylewki, zaczynam się już rozglądać za odpowiednim stołem, sofą czy fotelami. Nie wspomnę już o plakatach do salonu i sypialni, albo takich pierdołach, jak ramki na zdjęcia. Mam na to, się rozumie,

Jak buszować w zbożu?

Od czasu do czasu zabieram się za nadrabianie zaległości czytelniczych, a oczywiście mam takowych całkiem sporo. Szczególnie kiedy widzę, że jakaś klasyczna pozycja jest wydana na nowo, na dodatek w całkiem ciekawej oprawie, budzi się we mnie chęć poszerzenia horyzontów. Wtedy, wraz z wyrzutem sumienia pt. "jakim jestem ignorantem, że jeszcze tego nie czytałam", włącza się potrzeba posiadania wartościowej pozycji na własnej półce. Mój wewnętrzny zwierz - książkożerca czuje się wtedy w pełni usprawiedliwiony, że po raz kolejny opróżnia swój portfel w jakimś empiku. Tak też było z "Buszującym w zbożu". Według szacunków wikipediowych, na świecie sprzedaje się rocznie około 250 tysięcy egzemplarzy. Teraz i ja dołączyłam do grona nabywców. Książka, o której słyszał każdy z nas, ale niekoniecznie każdy czytał. A szkoda, bo fajnie by było przeczytać ją w odpowiednim momencie swojego życia. Jednak kanon lektur jest jaki jest, przemilczę tę kwestię. Lektur

Jak taboret może stać się źródłem inspiracji i pozytywnej energii

Obraz
Pewnie już zauważyliście, że wszelkie przejawy twórczości to jest to, co lubię najbardziej. Podziwiam artystów i rzemieślników, sama dążę do tego, żeby kreować ciekawe i użyteczne przedmioty. Zresztą, nie tylko przedmioty, bo równie dużo satysfakcji przynosi mi wyhodowanie własnego pomidora, co namalowanie nowego obrazu ;) Moim najnowszym wyzwaniem natomiast, jest stary śląski kredens, który stacjonuje u mnie w piwnicy. Długo się do niego przymierzam, wciąż opracowując strategię działania. Szukając pomysłów i inspiracji dla swojej twórczości oraz wystroju wnętrza, które niedługo będę urządzać, trafiłam na niesamowite miejsce. Trafiłam tam oczywiście przez Instagrama, ale miejsce okazało się całkowicie fizyczne i namacalne. Niepozorna kamienica w równie niepozornym Sosnowcu. W tym właśnie budynku mieszczą się niezwykłe pracownie, w których tworzą znakomite artystyski. Mam na myśli lokalizację przy ulicy Przejazd 3. Tam też znajduje się pracownia Meblove Kreacje .

Kilka słów o przejmowaniu kontroli nad Światem

Obraz
Przejmowanie kontroli nad światem oraz nie wychodzenie z domu to perspektywy niezwykle kuszące dla mnie - domatora, który jednak lubi zdobywać nowe doświadczenia (o paradoksie!). Nie oszukujmy się więc, złapałam się na tytuł. Następnie zaciekawiły mnie ilustracje Macieja Chorążego oraz opis na tylnej części okładki (że to dla humanistów, i że dla dziwaków też). Dopiero później, już w domu, zaczęłam czytać i okazało się, że książką jest wyborem felietonów, które ukazywały się także w "Dwutygodniku". Autorka oddaje się refleksji na temat różnych aspektów kultury współczesnej, tej raczej niższej niż wyższej, wtrącając jednak spostrzeżenia o kwestiach, które niezaprzeczalnie warte są naszej uwagi.  Wielokrotnie w trakcie czytania uderzały mnie myśli "Jak ona to wymyśliła?", "Jak można tak dobrze pisać, też tak chcę" oraz "Skąd ona wie, że ja też tak myślę?". Aż zazdrość mnie ściska, jak czytam, jak widzę ten dobór słów, te błysk

Krótka historia o pękniętym stropie

Obraz
Dwa miesiące mijają odkąd wkroczyliśmy do naszego domu i rozpoczęliśmy akcję degenerowania zastanej przestrzeni w celu uzyskania stanu surowego zamkniętego. Na pierwszy ogień poszły podłogi, które składały się głównie z gumolitu, betonu, śmierdzącej papy, piasku/wapna z trocinami i nie były niczym przyjemnym. Teraz są już tylko wspomnieniem. Równocześnie odchodzić w niepamięć zaczęła boazeria. Cały czas jest jeszcze w jednym pomieszczeniu, ale jej dni są policzone. Ucierpiało też kilka metrów tynku, parę rur od centralnego oraz jedna ściana. Ściana ta oddzielała łazienkę od przedpokoju, była krzywa i niefunkcjonalna. Według wszelkich opinii, mniej lub bardziej fachowych, była także ścianą działową, której można bez problemu się pozbyć. W związku z tym, jakiś tydzień po wyburzeniu ściany, pojawiło się pęknięcie na stropie nad nią, a raczej nad tym, co po niej zosta ło . To chyba pierwsza sytuacja w trakcie remontu, która na serio mnie zaniepokoiła.  Im bardziej myśli

Moje pierwsze kroki w stronę generalnego remontu

Obraz
Armagedon, chaos, demolka - można wybrać sobie dowolny synonim remontu. Jeśli do tego dołożymy epitet "generalny", wówczas wszystko wywraca się do góry nogami. Gdybym tak była w stanie objąć swoim małym rozumkiem skalę tego remontu, byłabym na pewno przerażona. Ale nie jestem. Moja łazienka wygląda obecnie tak: Wcześniejsze tony skutych wylewek mnie nie niepokoiły. Dopiero pozbycie się ściany i wszystkich wnętrzności z jednej z łazienek wprowadziło lekki niepokój. Przede mną jeszcze jedna ściana (i to większa, szersza, wyższa...) i setki innych kwesti... Zacznijmy jednak od początku, czyli wejścia do takiego domu. Pierwszym krokiem jest zniszczenie tego, co się da, aby następnie zacząć budować na nowo. Można powiedzieć, że jest to takie doprowadzenie budynku do stanu surowego. Czy to logiczne, żeby kupić dom, aby wszystko w nim zniszczyć i zostawić tylko fundamenty, niektóre ściany, stropy i dach (dach też do wymiany, kiedyś...)? No cóż, wychodzi na to, że wb

Dom bliżej lasu

Tak, to już! Dom bliżej lasu jest mój. Oczywiście nie tak bardzo dosłownie, bo o kwestii kredytu pisałam już ostatnim razem. Jestem jednak optymistką, kredyt kiedyś spłacę, maks. za 30 lat. Nie zmienia to skali mojej radości. Typowo po polsku, nie tak jak elastyczni Niemcy czy mobilni Amerykanie, chciałam mieć swój kawałek ziemi - gleby, a wniej pędraków, mrówek i upierdliwych, zjadających moje roślinki ślimaków. My w PL nie jesteśmy przyzywczajeni, aby zbyt często zmieniać miejsce zamieszkania, sam rynek mieszkaniowy nie pozwala nam też za bardzo na wynajem (o tym pisałam już tutaj, podczas mojego epizodu z najmem:  "Cztery kąty a tyle wyzwań" ), dość mocno przywiązujemy się do idei posiadania własnych czterech kątów. Nie jestem w tym wypadku wyjątkiem. Okres oczekiwania na klucze do mojego "domu bliżej lasu" niemiłosiernie się dłużył. Po tajniacku sobie koło niego przejeżdżałam, ciesząc się, że była właścicielka ma słaby wzrok i nie widzi, że tam bywam.

Co myśli Żona w pierwszą rocznicę ślubu?

Jestem rok po ślubie. Tak, minął już rok. 3 lata odkąd poznałam Miłość Swojego Życia, dwa lata odkąd jesteśmy zaręczeni i rok od naszego ślubu. Emocje związane z tym wydarzeniem już opadły. Wprawdzie nadal uwielbiam oglądać film z naszego wesela, ale już nie tak często.   Co mogę powiedzieć po roku? Na pewno decyzja o ślubie z moim A. była najlepszą decyzją w życiu. Nie raz, nie dwa, analizowałam z niedowierzaniem zbiegi okoliczności, które zaprowadziły nas przed ołtarz. Moment przysięgi małżeńskiej otworzył nowy rozdział w moim życiu, jednocześnie sprawiając, że nie żałuję już niczego, co było przedtem. Jak mogłabym żałować, skoro wszystko, co się wydarzyło - zarówno sukcesy, jak i porażki, dobre decyzje i te zupełnie nietrafione - doprowadziło mnie do chwili, kiedy ślubowałam "miłość, wierność i uczciwość małżeńską".  Czy mogę po tym roku dawać jakieś rady? Zdecydowanie nie. Każdy z nas ma swoją drogę, poglądy i wartości, którymi się kieruje. Ja mogę jedynie

Jak załatwić kredyt?

Kilka spostrzeżeń na temat procesu pozyskiwania kredytu na zakup nieruchomości, całkowicie subiektywnie, na podstawie własnych doświadczeń. Jestem pewna, że w wielu przypadkach idzie to szybciej i łatwiej, ale u mnie było na pewno niezwykle ciekawie: 1) Idziesz do pierwszego lepszego banku - nikt nie ma czasu, obiecują oddzwonić. Nie oddzwaniają. 2) Robisz research internetowy. Pół nocy zarwane. W końcu wybierasz 3 lub 4 banki z listy tych, które są najkorzystniejsze według najnowszego rankingu. 3) Telefonicznie umawiasz się na spotkania. 4) Podczas spotkania dowiadujesz się, jakie ilości dokumentów należy przygotować i dlaczego istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie otrzymasz kredytu. 5) W pracy wysyłasz do HR-ów zapotrzebowanie na zaświadczenie o zarobkach, najlepiej do dwóch banków. Na następny dzień przypominasz sobie, że miał być jeszcze trzeci bank, wysyłasz prośbę o kolejne zaświadczenie. Przy czwartym banku trafiasz na czarną listę pań z HR-ów. 6) Pobierasz wykaz

Bajka o naszym pokoleniu

W ostatnim czasie przeprowadzałam się dwukrotnie, planuję również trzecią przeprowadzkę. Mój mąż 13 razy zmieniał miejsce zamieszkania. W rezultacie, mam w salonie regał BILLY i wychwalam sklep IKEA za przystępne ceny oraz funkcjonalne rozwiązania. Jeśli nawet nie jestem z "pokolenia IKEA", to i tak stosunkowo często "turlam klopsa" w ikeowskiej restauracyjce. Dawno temu przeczytałam książkę "Pokolenie IKEA". Była całkiem wciągająca ze wzgledu na świeże spojrzenie, ironię, dużą dawkę sarkazmu. Potraktowałam ją z dystansem, czytało się lekko. Sama fabuła nie zapadła mi jednak w pamięć. W pakiecie z pierwszą częścią była też druga. Taka promocja wyświetliła się na moim facebooku, więc skusiłam się. Często daję się nabrać na promocje jeśli chodzi o książki. Drugą książkę pożyczyłam na pewien czas przyjacielowi, długo jej u mnie nie było i teraz w końcu jest. Przeczytana. Książka "Pokolenie IKEA: kobiety" nie ma już w sobie t

Mistrzynie (?) kryminału obyczajowego

Obraz
Kryminał, szczególnie ten pochodzenia skandynawskiego, to niezwykle nośny temat. Mamy na rynku sporo naprawdę dobrze napisanych i ciekawych pozycji. Dzięki owym poczytnym książkom zapanowała moda, tudzież masowe tłumaczenia na język polski, skandynawskich kryminałów. Tak też pojawiła się seria "Mistrzynie kryminału obyczajowego", z której miałam okazję przeczytać tom pierwszy - "Niewidzialny" autorstwa Mari Jungstedt. Książka średnia - tak bym ją określiła. Jeśli macie w kolejce kilka innych propozycji, to za nią się nie zabierajcie, bo szkoda czasu. Fabuła oscyluje wokół seryjnego mordercy oraz perypetii życiowych ofiar, śledczych oraz dziennikarzy. Krótko i powierzchownie "nadgryzione" są skomplikowane wątki psychologiczne, razem z profilem psychologicznym mordercy. Opowieść rozpoczyna się śmiercią młodej kobiety, która szybko okazuje się pierwszą z całej serii. Poznajemy śledczego Knutasa i urywki jego życia małżeńskiego. Głowimy się nad nieudo

Nauki przedmałżeńskie, czyli jedna z największych niespodzianek przed ślubem

Nauki przedmałżeńskie to temat niepopularny wśród dzisiejszych narzeczonych. Taki temat, który trzeba szybko i w miarę bezboleśnie załatwić, aby otrzymać niezbędny papierek. Również kwestia do żartów, a czasami nawet i drwin. Przyszli małżonkowie muszą odsiedzieć swoje, zapłacić swoje, aby mogli wziąć ślub kościelny.  Z takimi opiniami spotykałam się na długo przed swoim ślubem. Nie spodziewałam się więc niczego pouczającego po naukach przedmałżeńskich. Jakże się myliłam i w jak wielkim błędzie byłam, to wiem tylko ja i ewentualnie mój małżonek. Nauki przedmałżeńskie były dla mnie jedną z największych niespodzianek podczas przygotowań do ślubu. Do dziś jestem nimi zachwycona, wspominam bardzo pozytywnie, a ponadto - często korzystam z uzyskanych tam wskazówek, mimo że minął ponad rok, odkąd ich wysłuchałam. A teraz od początku. Ślub kościelny był dla mnie i mojego partnera wyborem zupełnie naturalnym ze względu na nasze przekonania. W związku z czym konieczne były nauki przedm