Dom bliżej lasu

Tak, to już! Dom bliżej lasu jest mój. Oczywiście nie tak bardzo dosłownie, bo o kwestii kredytu pisałam już ostatnim razem. Jestem jednak optymistką, kredyt kiedyś spłacę, maks. za 30 lat. Nie zmienia to skali mojej radości.

Typowo po polsku, nie tak jak elastyczni Niemcy czy mobilni Amerykanie, chciałam mieć swój kawałek ziemi - gleby, a wniej pędraków, mrówek i upierdliwych, zjadających moje roślinki ślimaków. My w PL nie jesteśmy przyzywczajeni, aby zbyt często zmieniać miejsce zamieszkania, sam rynek mieszkaniowy nie pozwala nam też za bardzo na wynajem (o tym pisałam już tutaj, podczas mojego epizodu z najmem: "Cztery kąty a tyle wyzwań" ), dość mocno przywiązujemy się do idei posiadania własnych czterech kątów. Nie jestem w tym wypadku wyjątkiem.

Okres oczekiwania na klucze do mojego "domu bliżej lasu" niemiłosiernie się dłużył. Po tajniacku sobie koło niego przejeżdżałam, ciesząc się, że była właścicielka ma słaby wzrok i nie widzi, że tam bywam. Tak sobie mijałam swój dom i zachwycałam się trawą w ogródku, zieloną okolicą, kupiłam nawet pączki w pobliskiej piekarni...  Ostatnio pojechałam na grzyby do okolicznego lasu i spotkałam sarnę oraz wiewiórkę! Wyobrażacie sobie? Będę miała sarny po sąsiedzku!

Potem czeka mnie totalny rozpierdziel. To znaczy będę demolować wnętrze i zewnętrze. Już się cieszę na to burzenie ścian, zrywanie instalacji, rozkopywanie ogródka i wybijanie okien. Szczególnie to wybicie któregoś z okien mnie pociąga, chociaż nie wiem, czy aby na pewno tak można <little devil>

Aby wszystko było po kolei, do swojego domu mam już plakaty/grafiki na ściany (szyszka od Margo Hupert, plakat KATO z szybem górniczym, jeden plakat autorstwa Jagody Stączek i jeden od Anny Rudak) oraz dwa krzesła i dwa kwietniki. Niektórzy mówią, że to czysta wykończeniówka a ja jeszcze nawet podłóg nie mam. Nie przejmuję się jednak "niektórymi", bo jakąś ogólną wizję tego, jak będzie wyglądał mój dom, muszę przecież mieć. Kupowanie wszystkiego naraz mi nie odpowiada, wolę rozłożyć to sobie w czasie.

Nałogowo przeglądam też "Werandę", "Dobrze mieszkaj" i takie tam czasopisma, które mają sprawić, że mój gust będzie lepszy, a świadomość obecnych trendów wyższa. Tak naprawdę chodzi o to, że wielu rzeczy sama nie wymyślę, za to mogę co nieco podpatrzyć i zgapić. Inspirowanie się wnętrzami z górnej półki to też dobry sposób na zdobywanie pomysłów.

Sformułowanie "IKEA - mój drugi dom" ponownie przybiera na sile. Jakkolwiek bym nie poszukiwała ładnych mebli w rozsądnych cenach, zawsze na końcu drogi czeka IKEA. Dostępu do stolarza i tanich materiałów nie mam, więc bywam w skandynawskim sklepie dość często. Cieszę się, że mają tam jedzenie, bo jest ryzyko, że za mocno bym schudła, biorąc pod uwagę czas spędzany w tym miejscu.

Na temat bardzo kontrowersyjnego obszaru remontów będę pisała innym razem, pewnie wielokrotnie.  Póki co, dostaję wiele lepszych i tych mniej dobrych rad. Te, które płyną od osób, które niedawno robiły remonty lub zajmują się tym zawodowo odbieram jako naprawdę cenne. Jest też wiele rad "ekspertów", którzy nigdy żadnymi remontami się nie zajmowali, ale oczywiście, wiele o nich słyszeli. Przynajmniej zawsze jest o czym rozmawiać :)

Podsumowując, powiem Wam, że klucze już mam! :D <hura>

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prezentownik - subiektywny przegląd prezentów świątecznych

Co to jest węgarek?

W sercu "urban jungle"