Jak taboret może stać się źródłem inspiracji i pozytywnej energii

Pewnie już zauważyliście, że wszelkie przejawy twórczości to jest to, co lubię najbardziej. Podziwiam artystów i rzemieślników, sama dążę do tego, żeby kreować ciekawe i użyteczne przedmioty. Zresztą, nie tylko przedmioty, bo równie dużo satysfakcji przynosi mi wyhodowanie własnego pomidora, co namalowanie nowego obrazu ;) Moim najnowszym wyzwaniem natomiast, jest stary śląski kredens, który stacjonuje u mnie w piwnicy. Długo się do niego przymierzam, wciąż opracowując strategię działania.

Szukając pomysłów i inspiracji dla swojej twórczości oraz wystroju wnętrza, które niedługo będę urządzać, trafiłam na niesamowite miejsce. Trafiłam tam oczywiście przez Instagrama, ale miejsce okazało się całkowicie fizyczne i namacalne. Niepozorna kamienica w równie niepozornym Sosnowcu. W tym właśnie budynku mieszczą się niezwykłe pracownie, w których tworzą znakomite artystyski. Mam na myśli lokalizację przy ulicy Przejazd 3. Tam też znajduje się pracownia Meblove Kreacje.




Niezwykle kolorowe miejsce, pełne pozytywnej energii. W ostatnią sobotę miałam szczęście uczestniczyć w warsztatach z tapicerowania pufa właśnie tam. Zapisałam się mailowo. Na miejscu przywitała mnie organizatorka - Kasia. Poza mną przybyły jeszcze dwie dziewczyny i razem zabrałyśmy się za tworzenie swoich własnych mebli. 

Na początek było malowanie drewnianego stelarza. Mam doświadczenie w malowaniu akrylami i emalią, z farbami kredowymi nie miałam jeszcze do czynienia (a szkoda). U siebie w domu mam komodę, ławę, stoliki nocne i wszystkie meble kuchenne pomalowane własnoręcznie na biało. Jednak ile można mieć tego białego w domu? Wiem, że sporo, szczególnie kiedy moda na biel kwitnie, ale ja jednak szukałam czegoś innego :)

Wracając do malowanie na warsztatach - do dyspozycji były farby kredowe Annie Sloan. Kryły powierzchnię bezproblemowo, ze skutecznością równą emalii. Dają jednak znacznie więcej możliwości co do obróbki, przecierania, cieniowania, woskowania, zastosowanych kolorów itd. Kilka moich mebli wyglądałoby zdecydowanie inaczej, gdybym wcześniej wiedziała o istnieniu farb kredowych ;)



Po malowaniu przyszła pora na tapicerowanie (z użyciem zszywacza pneumatycznego, prawdziwy bajer, chcę taki!), guzikowanie, ozdabianie, woskowanie. Czas mijał z zawrotną prędkością. Pracowałyśmy nad naszymi pufami prawie 6 godzin, ale byłyśmy tak pochłonięte tym zajęciem, że nie zauważałyśmy jak lecą godziny. 

Na koniec efekty były zdumiewające. Nie przypuszczałam, że jestem w stanie stworzyć tak ładny mebel. Oczywiście, pomoc Kasi była tu niezbędna, ale i tak jestem z siebie dumna. Polecam wszystkim, którzy jeszcze nie próbowali w tym zakresie swoich sił. Zajęcie, przy którym nie myślisz o upływającym czasie a efekty pracy są tak szybko widoczne i namacalne, to nowość dla mnie - korpoludka. Jestem zachwycona :) Dodatkowo, jestem pewna, że na tym jednym taborecie moja przygoda z odnawianiem i przerabianiem mebli się nie skończy. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prezentownik - subiektywny przegląd prezentów świątecznych

Co to jest węgarek?

W sercu "urban jungle"