Bajka o naszym pokoleniu

W ostatnim czasie przeprowadzałam się dwukrotnie, planuję również trzecią przeprowadzkę. Mój mąż 13 razy zmieniał miejsce zamieszkania. W rezultacie, mam w salonie regał BILLY i wychwalam sklep IKEA za przystępne ceny oraz funkcjonalne rozwiązania. Jeśli nawet nie jestem z "pokolenia IKEA", to i tak stosunkowo często "turlam klopsa" w ikeowskiej restauracyjce.

Dawno temu przeczytałam książkę "Pokolenie IKEA". Była całkiem wciągająca ze wzgledu na świeże spojrzenie, ironię, dużą dawkę sarkazmu. Potraktowałam ją z dystansem, czytało się lekko. Sama fabuła nie zapadła mi jednak w pamięć.

W pakiecie z pierwszą częścią była też druga. Taka promocja wyświetliła się na moim facebooku, więc skusiłam się. Często daję się nabrać na promocje jeśli chodzi o książki. Drugą książkę pożyczyłam na pewien czas przyjacielowi, długo jej u mnie nie było i teraz w końcu jest. Przeczytana.

Książka "Pokolenie IKEA: kobiety" nie ma już w sobie tej świeżości, którą miała część pierwsza. Schematy są stare, nic nowego. Wciąż mamy głównego bohatera a jednocześnie narratora, pseudonim Czarny - pracownika korporacji, prawnika, wielbiciela kobiet i tzw. seksu bez zobowiązań, przedstawiającego siebie jako typowego reprezentanta swojego pokolenia. Nadal jest to jednak pozycja napisana całkiem nieźle, z lekkością i dystansem. Żywe dialogi i cięte riposty to niewątpliwie jej mocna strona.

Książkę podzieliłabym na kilka pierwszych stron, które są nawet niezłe; następne strony i środek - do bani; ostatnia ćwiartka - dobra, akcja szybka, momentami śmieszna i błyskotliwa. Zakończenie celnie trafiające w gusta korposzczura.

"Pokolenie IKEA: kobiety" to nie jest książka o kobietach, na to musimy przygotować się na samym początku. Po pierwszych stronach, które faktycznie zahaczają o temat, nazwijmy to, życia wewnętrznego kobiet, szybko przenosimy się w stronę szeroko pojętego zewnętrza. Warto następnie nastawić sie na pikantne szczegóły. Ot, taka pornografia, czyli kompletna bajka, jak to każdy pornos.

Pod koniec otrzymujemy pewną rekompensatę. Zakończenie może nie jest szokujące, ale dobrze wpisuje się w nastroje typowych pracowników korporacji. Potrąca czułe struny większości uciemiężonych korposzczurów, nie do końca zdecydowanych, co ze sobą i swoim życiem począć.

Dlatego też, mimo wielu nieciekawych wątków, warto w ramach rozrywki przeczytać książkę do końca. Polecam jednak zaopatrzyć się w potężną dawkę dystansu i nie traktować wszystkiego, co tam Piotr C. napisał, zbyt poważnie czy dosłownie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prezentownik - subiektywny przegląd prezentów świątecznych

Co to jest węgarek?

W sercu "urban jungle"