Smutna komedia, czyli "Porady na zdrady"

Dzisiaj zamierzałam pisać o czymś zgoła innym, ale poczucie obywatelskiego obowiązku zmusza mnie, aby zamieścić kilka słów na temat filmu "Porady na zdrady" w reżyserii Ryszarda Zatorskiego. Oczywiście w ramach ostrzeżenia, abyście nie marnowali swojego czasu.

Satyra na komedię romantyczną sponsorowana przez producenta samochodów Opel z domieszką Berlinek - tak można podsumować ów film. Jeżeli podejdziemy do oglądania z przekonaniem, iż jest to właśnie satyra, wówczas możemy świadomie zmarnować czas. Wątpię jednak, aby takie było zamierzenie twórców.

Polskie komedie romantyczne to temat rzeka dla krytyków. Ja do nich zwykle nie należę, niektóre tego typu utwory, na przykład "Listy do M", "Planeta singli" czy "Zróbmy sobie wnuka" bardzo lubię. Nawet "Lejdis" obejrzałam z pewnym zaciekawieniem. Przecież z definicji komedia taka ma być lekka, przyjemna, ładna i śmieszna.

Niektóre filmy ogląda się z dużym niesmakiem i tak właśnie czułam się podczas seansu "Porady na zdrady". Słaba fabuła, niezbyt lotna gra aktorska (jeden Krzysztof Czeczot niestety filmu nie uratuje, szczególnie nie zapobiegnie katastrofie, jaką jest duet Mikołaj Roznerski i Weronika Rosati), obseniczny product placement... To tylko niektóre wady tego filmu.

W kwestii fabuły, poza ogromem niedorzeczności, niespójności oraz braku logiki, mamy tutaj dobry pomysł: dwie przyjaciółki zostały zdradzone przez swoich partnerów więc podejmują wspólną misję i zostają testerkami wierności. W role te wcielają się Magdalena Lamparska (też mi tutaj nie pasuje) oraz Anna Dereszowska (aktorka zwykle dobra, tutaj nie ma szans nic dobrego pokazać, bo scenariusz jej na to nie pozwala). Dziewczyny mają plan, aby prowokować facetów i dokumentować ich niewierność.

Główne bohaterki na swojej drodze spotykają pięknego, uczciwego, cudownego autora książki "Porady na zdrady" - Macieja (w tej roli wspomniany Mikołaj Roznerski). Wspaniały Maciej ma oczywiście złą, chciwą i nieuczciwą żonę, w którę wciela się Weronika Rosati (mam wrażenie, że aktorka specjalnie postanowiła swoją rolę sparodiować). Potem idzie już według utartych schematów - jedna z testerek wierności zakochuje się w sprawdzanym mężczyźnie. I tyle jeśli chodzi o fajne pomysły. Dodatkowo, otrzymujemy kilka zabawnych dialogów (ze dwa...) oraz śmieszną rolę Tomasza Karolaka. Mimo tego, moja sugestia brzmi: nie oglądajcie.

To jednak nie wszystko. Najbardziej w filmie przeszkadzało mi wypranie go z jakiegokolwiek związku z rzeczywistością i życiem oraz, mimo że to komedia, bardzo smutny obraz miłości. Oprócz bezpośredniego przekazu, że jakiś tam procent, a w sumie to nawet wszyscy mężczyźni zdradzają swoje partnerki, mamy obraz miłości nietrwałej, na chwilę, takiej na maksymalnie kilka lat. Jeśli po paru latach żar uczuć trochę ostygnie lub któreś z małżonków zakocha się w kimś innym, wtedy droga wolna - pora rozstać się z uśmiechem na ustach... Smutne.

No dobrze, od lekkich komedii nie wymagam krzewienia wzniosłych wartości moralnych. Chciałabym natomiast, aby oglądanie niosło za sobą jakies inne emocje prócz ciągłego zażenowania. Także pamiętajcie, jeśli macie dużo wolnego czasu, wysoką odporność na fatalną grę aktorską i brak logiki oraz nachalne lokowanie produktu, wówczas obejrzenie tego filmu nie jest najgorszym pomysłem na świecie. W przeciwnym razie odradzam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prezentownik - subiektywny przegląd prezentów świątecznych

Co to jest węgarek?

W sercu "urban jungle"